Polska Grupa Górnicza, największy producent węgla opałowego w kraju, z premedytacją niszczy rynek stosując praktyki nieuczciwej konkurencji rynkowej. Spółka naraża tym samym siebie na miliardowe straty i pozwy o odszkodowania od pokrzywdzonych przedsiębiorców. Zarząd ryzykuje zarzuty o działanie na szkodę spółki, natomiast Rząd PiS (świadomie lub nie) ryzykuje wykolejenie węglowego giganta – gdy bowiem Komisja Europejska zauważy co wyprawia się na w Katowicach na Powstańców, może zakazać pomocy publicznej dla PGG, co prawdopodobnie będzie skutkowało jej bankructwem. Czy los PGG wisi na włosku? Dlaczego gigant jest w tak fatalnej kondycji finansowej, zaledwie w rok po węglowej hossie? Jaka jest geneza nienawiści Prezesa PGG do prywatnego biznesu zajmującego się dystrybucją węgla?

Dawno, dawno temu… czyli dramat rynku węglowego w kilku aktach

Aż do połowy 2022 roku Polska Grupa Górnicza oraz wszyscy inni producenci węgla w kraju korzystali z modelu dystrybucji węgla opałowego, który opierał się na sieci pośredników handlowych – zwyczajowo nazywanych autoryzowanymi sprzedawcami. Ze względu na to, że popyt na węgiel opałowy jest sezonowy, a kopalnie w których wydobywa się węgiel mają ograniczone możliwości jego magazynowania, był to najbardziej korzystny sposób dystrybucji węgla. Autoryzowani sprzedawcy w rocznych kontraktach deklarowali systematyczne odbiory węgla (pod groźbą kar umownych), a następnie magazynowali go na swoich placach, na swój koszt i swoje ryzyko. W ten sposób producent zapewniał sobie bardzo komfortową pozycję – spółka miała zakontraktowaną sprzedaż całego lub prawie całego wolumenu węgla opałowego, według z góry ustalonej ścieżki cenowej, a jednocześnie to na autoryzowanych sprzedawców przerzucała wszystkie ryzyka związane z węglem, w szczególności ryzyko spadku ceny.

Akt I „Spekulacje”

Już w IV kwartale 2021 roku, czyli jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, na rynku był odczuwalny niedobór węgla opałowego. Naturalną reakcją producenta w takiej sytuacji powinno być zintensyfikowanie wydobycia, podwyżka cen lub kombinacja obu tych działań. Jednak, zwiększenie wydobycia w podmiocie, który pobiera pieniądze na jego wygaszanie, było niemożliwe, zaś podniesienie cen – niepolityczne. W związku z tym, Prezes PGG – Tomasz Rogala wpadł na sprytny plan i obciął o około 20% dostępne dla sieci pośredników handlowych ilości, dodatkowo zwiększając tym samym presję na cenę węgla. „Zaoszczędzone” w ten sposób ilości zostały zaoferowane do sprzedaży tej samej grupie pośredników w formie aukcji. Takie działania doprowadziły do sytuacji, w której ceny na aukcjach były niejednokrotnie nawet do 100% wyższe od cen w cenniku hurtowym PGG. Jednocześnie oficjalny cennik PGG nie uległ zmianie, a Prezes Rogala był politycznie czysty, ponieważ to „spekulanci” podbijali ceny. Oceniając to zdarzenie z perspektywy czasu, należy stwierdzić, że to właśnie Prezes Rogala był pierwszym spekulantem węglowym, który takim działaniem dał wyraźny impuls dla całego rynku do wzrostów cen węgla.

Podczas kontraktacji w grudniu 2021r. na kolejny rok autoryzowani sprzedawcy deklarowali zapotrzebowanie ponad dwukrotnie przekraczające planowane wydobycie PGG. Spółka z powodzeniem rozdysponowała w kontraktach niemal całość swojej planowanej produkcji. Wszystko po to, by zaledwie miesiąc później, czyli od stycznia 2022r., realizować umowy na poziomie poniżej 60% zakontraktowanych ilości. Biorąc pod uwagę dominującą pozycję rynkową PGG, doprowadziło to do błyskawicznego niedoboru węgla na rynku i wzrostu jego cen z poziomu 1000-1200zł brutto/t do 1300-1500 zł brutto/t. Jednak cenowy rollercoaster dopiero nabierał rozpędu.

Akt II „Embargo”

Utrudnienia logistyczne w imporcie węgla ze wschodu, które były związane z przemieszczaniem się wojsk rosyjskich, a następnie wybuch wojny na Ukrainie, spowodowały kolejny skok cen na rynku węgla. W ramach „ratowania” sytuacji, PGG kontynuowała zmniejszanie podaży węgla do sieci autoryzowanych sprzedawców, przekierowując surowiec do swojego sklepu internetowego, w którym spółka sprzedawała węgiel nawet 50% poniżej cen rynkowych, w związku z czym jego zakup graniczył  z cudem. Takie krótkowzroczne działania tylko przyśpieszyły wzrost cen, które na rynku detalicznym osiągnęły wtedy wysokość 1500-1800 zł za tonę.

W tamtym czasie polski rynek węgla opałowego był w 40-50% oparty na węglu importowanym, z czego w przeważającej części był to węgiel pochodzący z Rosji (80%). Nikt z uczestników rynku nie spodziewał się więc natychmiastowego wprowadzenia embarga na węgiel rosyjski. Takie działanie wywołałoby przecież ogromny szok podażowy i podbiłoby (już i tak wysokie) ceny węgla. Premier Mateusz Morawiecki był jednak innego zdania i w trybie ekspresowym przeforsował ustawę wprowadzającą natychmiastowe embargo na węgiel pochodzący z obszaru Federacji Rosyjskiej oraz Białorusi. Embargo to było tak wielkim zaskoczeniem, że wielu polskich importerów zostało z tysiącami ton węgla rosyjskiego po białoruskiej stronie granicy. Mowa tu o węglu zamówionym na długo przed wprowadzeniem embarga. Pozostałe kraje UE też wprowadziły embargo – z tym, że dały sobie czas do 10 sierpnia na jego wejście w życie, więc odbyło się to znacznie łagodniej.

W ten sposób zdjęto z rynku ok. 40% potrzebnego węgla opałowego i to w sytuacji, w której w wyniku działań PGG brakowało już około 20% typowo zużywanego wolumenu. Ceny wystrzeliły do poziomu 2000 zł brutto/t i nie przestawały rosnąć. Spanikowani klienci kupowali więcej węgla niż było im potrzeba, co tylko nakręcało spiralę rosnących cen.

Już w kilka dni po wprowadzeniu embarga Zarząd Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla wystosował list otwarty do Premiera Morawieckiego, w którym przedstawiliśmy prawdopodobny przebieg wydarzeń oraz wskazaliśmy rozwiązania, które mogłyby pomóc w wyjściu z dramatycznej sytuacji, w której znalazła się branża. List spotkał się z dużym zainteresowanie mediów i opozycji. Strona rządowa w ramach odpowiedzi zaklinała w wystąpieniach medialnych, że węgla w Polsce nie zabraknie.

Dopiero w czerwcu 2022 rząd zorientował się, że nadchodzący sezon grzewczy może okazać się problemem, ponieważ na rynku brakowało węgla, który w normalnych okolicznościach zostałby zaimportowany z Rosji. Z innych kierunków nie sposób było dostarczyć węgla o odpowiednio grubym uziarnieniu, odpowiednio dobrych parametrach jakościowych i w ilościach jakich oczekiwał rynek.

Akt III „Bardzo widzialna ręka rynku”

Patrząc wstecz na działania rządu, można pomyśleć, że dział kreatywny Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pracował w tamtym czasie na pełnych obrotach. Najpierw rząd postanowił dofinansować węgiel, tak by sprowadzić jego cenę do 996,60 zł brutto/t. Pomysł miał wiele wad, które sprawiały, że nie miał prawa zadziałać. Izba zgłaszała wówczas szereg poprawek, które mogły go uratować, ale rząd pozostawał głuchy na nasze pisma, a projekt finalnie trafił do kosza. Wersja oficjalna Premiera jest taka, że firmy handlujące węglem nie chciały współpracować. Wersja prawdziwa jest taka, że to rząd wyrzucił program do kosza, jeszcze przed upływem vacatio legis do ustawy i zanim jeszcze powstała infrastruktura IT do rejestrowania się zainteresowanych przedsiębiorców. Jednak całe zamieszanie związane z tym projektem spowodowało zatrzymanie sprzedaży oraz prywatnego importu węgla na około miesiąc. W efekcie doprowadziło to do spiętrzenia popytu i zmniejszenia podaży, co zaowocowało cenami na poziomie już nie 2, a 3 tysięcy brutto za tonę.

W tej sytuacji rozpoczęto poszukiwania winnych. Prezes PGG odpowiedzialny za odcinanie wolnego rynku od węgla krajowego oskarżał prywatnych dystrybutorów o spekulacje cenowe. W jaki sposób jednak dystrybutorzy mieli sztucznie windować ceny, skoro w ogóle mieli problem z wejściem w posiadanie węgla? Węgiel był drogi, bo z jednej strony PGG odcinała systematycznie wolny rynek od węgla krajowego, z drugiej strony premier Morawiecki odciął go także od głównego kierunku importu. PGG sama zaczęła od spekulacji cenowych, dlatego oskarżyła o nie pośredników. Sprytne? Nie do końca, gdyż tylko zupełny ignorant może na tyle nie rozumieć fundamentów ekonomii, by nie wiedzieć, że to szoki podażowe (wywołane właśnie przez PGG i rząd PiS) doprowadziły do gwałtownego wzrostu cen.

Kolejną „świetną” inicjatywą Premiera była desperacka decyzja o imporcie węgla – skądkolwiek, byleby szybko i dużo. Było niestety przede wszystkim drogo! Za drogo i jak się później okazało także za dużo. Bo takie są konsekwencje nieprzemyślanych zakupów w momencie szczytu cenowego na rynkach światowych. No, ale przynajmniej mieliśmy węgiel. Co prawda, pod względem jakości był średni, ale przecież najważniejsze, że w ogóle był. Kolejny wielki sukces rządu PiS.

Już w październiku 2022 r., kiedy popyt na węgiel zwalniał, ze względu na wysokie jak na tą porę roku temperatury, ceny węgla opałowego z importu wciąż były na poziomie 2800-3600 zł brutto. Żeby dostarczyć do gospodarstw domowych tani węgiel, rząd wpadł na „wspaniały” pomysł, że dystrybutorami węgla będą teraz gminy. Miała to być forma ukarania branży, za rzekomy brak woli współpracy we wcześniejszym programie. Stworzono więc program, na podstawie którego drogi węgiel z importu miał być tanio (maks. 1500 zł brutto za tonę) sprzedawany do gmin, które miały odsprzedawać węgiel do uprawnionych odbiorców za maks. 2000 zł brutto za tonę. Z kolei państwowe spółki, które masowo sprowadzały drogi węgiel do portów, mogły liczyć na rekompensatę od Państwa finansowaną z… funduszu covidowego. Swoją drogą, to dość kuriozalne, że Premier, który jeszcze w lipcu mówił – „Nie kupujcie drogiego węgla za 2000zł/t”, kusząc państwowym węglem za „tysiaka”, już w październiku nawoływał, by nie kupować drogiego węgla za 3000 zł/t, bo za chwile będzie tani węgiel od gmin za 2000zł/t. Czemu zatem w programie dostaw do gmin uczestniczyło również PGG? Przecież jest to producent węgla, nie importer, który był zmuszony do kupowania węgla z dalekich kierunków po wysokich cenach. Widać sklep PGG zdążył już narobić tyle szkód w majątku spółki, że trzeba było znaleźć sposób na podratowanie sytuacji…

W 2023 r. sytuacja na europejskim rynku węgla spowodowała, że program przestał osiągać swoje cele. Dynamika spadku cen węgla w portach ARA (API2) była na tyle duża, że już w marcu/kwietniu 2023 r. gminny węgiel za 2000 był za drogi w stosunku do cen węgla z prywatnego importu. W tym czasie to ceny wyznaczone przez gminy przekładały się na to, że ceny na polskim rynku były bliższe 2000 zł, mimo że mogły spaść już do poziomu ok. 1500 zł. Z tego też powodu wiele gmin miało nie lada problem z upłynnieniem zapasów węgla.

Pomimo tego, decyzje o masowym imporcie węgla i wprowadzeniu programu gminnej dystrybucji węgla zostały potraktowane jako osobisty sukces rządzących. Ten „sukces” doprowadził jednak do gigantycznych strat w państwowych spółkach, prywatnych przedsiębiorstwach oraz do nadmiaru węgla na rynku w liczbie kilku milionów ton. Co gorsza, do Polski zaimportowano głównie miały, których nie brakowało, a nie węgiel kawałkowy, którego brakowało, a którego na pewno by zabrakło, gdyby zima 22/23 nie okazała się wyjątkowo ciepła. W konsekwencji, obecnie mamy rynek zasypany miałem z importu, co skutkuje tym, że krajowi producenci muszą dławić produkcję, by zrobić miejsce dla towaru zaimportowanego na polecenie Premiera. Problem w tym, że mniejsza krajowa produkcja miałów, to też mniejszy wypad węgla grubego i jego potencjalny niedobór w przyszłości, ponieważ węgiel gruby jest produktem towarzyszącym produkcji miału. Nawet Bogdanka – najbardziej efektywny spośród krajowych producentów węgla, zmuszona została obciąć produkcję o milion ton.

Akt IV „Winni”

W każdej historii musi pojawić się złoczyńca, czarny charakter, który będzie winny całego zła. Może to być np. zła czarownica, groźny wilk albo… sprzedawca węgla. W tej sytuacji winnym nie był rząd, który przez wprowadzenie przedwczesnego embarga i nieudolność decyzyjną doprowadził do dramatycznej sytuacji na rynku węgla. Winna nie była też PGG, która stopniowo odcinała wolny rynek od swojego węgla i stosowała nierynkowe ceny. Winą zatem obarczono handlarzy węgla, którzy coraz mniejszą pulą dostępnego węgla mieli pokryć coraz wyższe koszty funkcjonowania swoich firm. Całą winę rządu i PGG przykryto historią o tym, że to spekulanci windowali ceny, żeby zarobić na niedoli Polaków.

W związku z tym, w ramach ukarania „spekulantów”, w połowie 2022 roku PGG wypowiada umowy wszystkim autoryzowanym sprzedawcom. Robi to z pozycji podmiotu dominującego, w sposób budzący wiele kontrowersji – stosując naciski czy wręcz strasząc podmioty, które nie chcą dobrowolnie zgodzić się na rozwiązanie umów. Następnie PGG całość produkcji węgla opałowego przekierowuje na swój własny sklep i na szybko buduje quasi-kurierską sieć dystrybucji swojego węgla. Sklep notorycznie się zawiesza ze względu na ogromny popyt. To wielki sukces Prezesa Rogali (jak sam o tym mówi [1]) – mistrza sprzedaży węgla za pół ceny rynkowej. Sukces polegał na tym, że wybrańcy którym udało się dokonać zakupu w sklepie internetowym i wykorzystali dotacje na zakup opału (3000zł/gospodarstwo), w praktyce dostali węgiel na cały sezon grzewczy za darmo, podczas gdy pozostali, szczególnie ludzie starsi i wykluczeni cyfrowo, czy po prostu kupujący węgiel w mniejszych ilościach, musieli płacić cenę rynkową. Taki model dystrybucji węgla, przypominający czasy PRL-u, natychmiast doprowadził do powstania szarej strefy i szeregu nadużyć szeroko opisywanych w środkach masowego przekazu.

Jednakże najbardziej absurdalne jest to, że sprzedaż węgla  wyłącznie przez sklep internetowy, doprowadziła do sytuacji, w której PGG wprowadza coraz to kolejne obniżki, próbując pozbyć się zalegającego na hałdach węgla,  podczas gdy większość składów opałowych w całym kraju sprzedaje węgiel importowany. Ten import został napędzony m.in. przez działania PGG polegające na odcięciu firm handlujących węglem od swojego surowca. Prezes Rogala nie tylko pozbył się tego co najcenniejsze w dużej spółce produkcyjnej, czyli sieci dystrybucji, ale doprowadził także do wzrostu importu węgla do kraju, ze szkodą dla swojej spółki. Czy tak powinien zachowywać się racjonalny uczestnik rynku?

W czerwcu 2022 r. UOKiK przeprowadza zmasowaną akcję kontroli składów węgla pod kątem zmów cenowych. Wyciąga dość oczywiste wnioski – nie stwierdzono zmów cenowych, a wyższe ceny węgla miały „przyczyny zewnętrzne”. Zatem kto był winny? Może warto przeanalizować wspomniane wyżej działania PGG od końca 2021r.? Samo polowanie na czarownice (sprzedawców węgla) zostało mocno nagłośnione, ale wnioskami z kontroli, która sprzedawców węgla oczyszczała z zarzutów o zmowę cenową już nikt się nie interesował.

Epilog

Wróćmy do Polskiej Grupy Górniczej, od której zaczęliśmy. Należy mieć na uwadze trzy zdania opisujące działalność tej spółki:

  • PGG jest podmiotem dominującym na rynku węgla opałowego w Polsce z ponad 50% udziałem w rynku,
  • PGG sprzedaje masowo i długoterminowo węgiel ze stratą,
  • Zarząd spółki działa tym samym na szkodę spółki.

Nie ulega wątpliwości, że Polska Grupa Górnicza jest podmiotem dominującym na rynku węgla opałowego w Polsce, co wynika z jej udziału w produkcji i sprzedaży tego surowca. Z danych które PGG publicznie przedstawiła wynika, że zapotrzebowanie na węgiel opałowy w okresie Q2 2023 do Q1 2024 wyniesie 6,8 mln ton[2]. Z kolei produkcja węgla opałowego przez PGG to około 270-300 tyś. ton/miesiąc[3], co przy założeniu średniego wydobycia na poziomie 285 tyś. ton daje wydobycie na poziomie 3,42 mln ton w skali roku. Tym samym należy stwierdzić, że wydobycie PGG odpowiada obecnie za 50,29% udziału w krajowym rynku węgla opałowego, co czyni ją podmiotem dominującym na rynku. Zważywszy, że PGG, poprzez utrzymywanie cen węgla poniżej kosztów oraz warunków rynkowych, wyeliminowała już z rynku szereg podmiotów zajmujących się importem węgla do Polski, jej faktyczny udział może być jeszcze wyższy niż wskazywałyby powyższe wyliczenia. Posiadanie pozycji dominującej obliguje PGG do szczególnego przestrzegania zasad konkurencji i niedopuszczania do nadużywania swojej siły rynkowej.

Zgodnie z obliczeniami PIGSW, uwzględniając obowiązującą do 8 grudnia promocję Black Weeks, PGG była stratna na oferowanych luzem sortymentach węgla na kwotę od 316,83 zł netto/t do 674,43 zł netto/t. Średnia strata wynosiła 534,16 zł netto/t (657,02 zł brutto/t) W przełożeniu na wolumen 3,5 mln ton taka strata oznacza niemal 1,9 mld zł potencjalnej straty dla spółki w skali roku. Tyle potencjalnie polski podatnik dopłaci do węgla opałowego sprzedawanego przez PGG. Być może odrobinę mniej. Przed promocją Black Weeks strata na tonie wynosiła bowiem średnio „zaledwie” 277,74 zł netto / t (341,52 zł brutto/t). Należy przy tym zaznaczyć, że węgiel opałowy to tylko około 15% produkcji PGG. W normalnych czasach, kiedy rachunek ekonomiczny miał jeszcze znaczenie, węgiel opałowy odpowiadał za ok. 30% przychodów spółki. Dziś, uwzględniając wszystkie koszty związane z jego dystrybucją, jest sprzedawany w cenie miału węglowego dla energetyki.

Warto przy tym zauważyć, że w dobrym dla branży 2022 roku, PGG wypracowała zysk w wysokości zaledwie 2,6 miliarda zł, co nie pokryło nawet straty z roku 2021, wynoszącej 3,82 miliarda. Trudno spekulować jaki będzie wynik w tym roku. Związkowcy już donoszą, że spółka bez 5 miliardów państwowego wsparcia nie utrzyma płynności[4].  Żeby było śmieszniej, wspomniana kwota ma być pokryta subwencją, której celem jest wygaszania produkcji przez górnictwo. Co ciekawe ustawa, która ma przyznać PGG wspomniane subwencje, wciąż nie uzyskała jeszcze notyfikacji w Brukseli. Ponadto, do Sejmu PiS skierował projekt ustawy przedłużający termin spłaty zobowiązań dotyczących składek na ubezpieczenia społeczne oraz pożyczki z PFR. Potencjalny brak notyfikacji Komisji Europejskiej dla ustawy o subwencjonowaniu PGG oznacza dla spółki scenariusz najczarniejszy z czarnych.

Nie może być tak, że spółka, która jest notorycznie na kroplówce z publicznych pieniędzy, która jest dominującym podmiotem na rynku węgla opałowego w Polsce, sprzedaje węgiel opałowy niemal nieprzerwanie odkąd wróciła do handlu detalicznego w kwietniu br. przez sklep internetowy w cenach kilkaset złotych poniżej swoich kosztów i kilkaset złotych poniżej cen rynkowych, działając na szkodę innych krajowych producentów, dystrybutorów i importerów. Jako branża, mówimy stanowcze dość takim patologicznym praktykom rynkowym! Prowadzenie działalności, która nastawiona jest na eliminację innych uczestników z rynku, w oparciu o finansowanie ze środków publicznych, pozostaje w sprzeczności z prawem ochrony konkurencji, w tym przepisami dotyczącymi pomocy publicznej. Opisana powyżej sytuacja może skutkować interwencją zarówno polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Najwyższej Izby Kontroli, ale przede wszystkim Komisji Europejskiej.

W dniu 30/11/2023 wynajęta przez Polską Izbę Gospodarczą Sprzedawców Węgla kancelaria prawna wystosowała do PGG pismo z wezwaniem do zaprzestania stosowania nieuczciwych praktyk rynkowych. Do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy od spółki odpowiedzi. Dlatego też apelujemy do mediów i wszystkich zdroworozsądkowych polityków o wsparcie nas w tej batalii „Dawida z Goliatem” i to w dodatku Goliatem na sterydach z publicznych pieniędzy.

 

Łukasz Horbacz

Prezes Zarządu

Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla

 

[1] https://gpcodziennie.pl/e-sklep-pgg-sa-to-strzal-w-dziesiatke.html

[2] Prezentacja „Program Karolinka 2.0”, Polska Grupa Górnicza, Prezes Adam Gorszanów, XVI Konferencja Naukowo-Techniczna pt. „Kotły małej mocy zasilane paliwem stałym – urządzenia grzewcze dla ogrzewnictwa indywidualnego” organizowana przez Instytut Technologii Paliw i Energii, 07/09/2023 Brenna

[3] https://sklep.pgg.pl/aktualnosci/184/produkcja-wegla-opalowego

[4] https://www.bankier.pl/wiadomosc/Budzet-2024-pominal-gornictwo-Luka-w-przychodach-PGG-moze-przekroczyc-5-mld-zl-8645691.html