„Powinniśmy przestać marzyć o wycofaniu energii węglowej do 2030 r., dopóki nie będzie jasne, że energia (z innych źródeł) jest dostępna i przystępna cenowo” – powiedział minister finansów Niemiec i lider liberalnej partii FDP – Christian Lindner w wywiadzie dla gazety „Koelner Stadt-Anzeiger”.
Ta wypowiedź nie spodobała się bardzo zarówno politykom z lewicowej frakcji Zielonych jak i stowarzyszeniom zajmującym się ochroną środowiska.
Koalicja rządząca w Niemczech zobowiązała się do wycofania z węgla najpóźniej do 2038 roku lub jeśli będzie to możliwe do roku 2030.
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że rok 2030 jest mało realny, bowiem jeszcze w ubiegłym roku węgiel pozostawał najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Niemczech i odpowiadał za 33,3% całej energii wytwarzanej w Niemczech i wprowadzonej do sieci.
Dla porównania w roku 2021 było to 30,2%, a więc jeszcze rok temu wytwarzanie energii z węgla w Niemczech zamiast maleć wzrosło o ponad 3%.
W marcu tego roku w Niemczech pracowało nadal 14 elektrowni na węgiel kamienny, a miesiąc temu Berlin zapowiedział wznowienie pracy kilku elektrowni na węgiel brunatny, które podczas najbliższej zimy mają stabilizować niemiecki system energetyczny.
Odejście Niemiec od energetyki jądrowej oraz drastyczne zmiany na rynku gazowym po napaści Rosji na Ukrainę spowodowały, że Niemcy nie mają innego wyjścia jak oparcie systemu energetycznego głównie o energetykę węglową przez co najmniej kilka kolejnych lat.
PIGSW
Najnowsze komentarze