Pomorska Uchwała Antysmogowa
Akty Prawne
Stanowisko Izby
Aktualności
Nie znaleziono żadnych wyników
Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.
Wyższe rachunki za prąd to tylko mała namiastka tego co niebawem przyniesie unijna dyrektywa ETS2!
Podwyżki cen prądu to dopiero początek. Nadchodzi ETS2 i gigantyczny wzrost kosztów paliwa i ogrzewania!
Podczas gdy wszyscy mówią o podwyżkach cen energii elektrycznej, nikt nie bije na alarm o nadchodzących wielkimi krokami gigantycznych podwyżkach kosztów paliwa i ogrzewania, które już za 3 lata uderzą w kieszenie wszystkich Polaków.
W 2027 roku ma zacząć obowiązywać unijna dyrektywa ETS2 wprowadzająca obowiązkowe opłaty za emisję CO2 w transporcie i ogrzewnictwie indywidualnym.
Polska, jako kraj o wysokim zapotrzebowaniu na ciepło, przekraczającym średnią unijną, a także kraj o bardzo wysokim wykorzystaniu paliw kopalnych do ogrzewania, będzie jednym z państw najbardziej dotkniętych skutkami ETS2.
W praktyce koszty ETS2 będą gigantyczne i dotkną absolutnie każdego, najbardziej tych, którzy ogrzewają swoje domy węglem, gazem lub olejem opałowym, w dalszej kolejności tych, którzy posiadają samochody na tradycyjne paliwa (diesel, benzyna, LPG), a pośrednio wszystkich Polaków, bowiem wzrost kosztów transportu i prowadzenia biznesu, przełoży się na ogólny wzrost cen towarów i usług w całym kraju.
Jak duże podwyżki nas czekają?
Bardzo szczegółową analizę przeprowadzili autorzy raportu pt. „Analiza wpływu
ETS2 na koszty życia Polaków”. Raport przygotowali Wanda Buk – adwokat i manager
z doświadczeniem w sektorach regulowanych oraz Marcin Izdebski – ekspert Fundacji Republikańskiej specjalizujący się w tematyce energetycznej i gospodarczej.
Raport wskazuje, że opłatami za emisje dwutlenku dotychczas objęte były głównie duże przedsiębiorstwa (dyrektywa ETS1), a przeciętny „Kowalski” odczuwał te opłaty tylko pośrednio w wyższych rachunkach za prąd i ciepło systemowe. ETS2 odczują już wszyscy i będzie to znacznie bardziej dotkliwe dla przeciętnego obywatela naszego kraju.
ETS2 uderzy bezpośrednio w gospodarstwa domowe, właścicieli pojazdów, małe ciepłownie, piekarnie, gastronomie i sklepy.
W momencie rozpoczęcia obowiązywania mechanizmu ETS2 dodatkowe opłaty emisyjne zostaną uwzględnione w cenach paliw kopalnych, a więc węgla, gazu ziemnego, gazu płynnego LPG, oleju opałowego, oleju napędowego i benzyny.
Z analizy autorów raportu wynika, że dla przeciętnej polskiej rodziny ogrzewającej swój dom gazem, dodatkowy skumulowany koszt wynikający z wprowadzenia dyrektywy ETS2 wyniesie 6338 zł w latach 2027 – 2030 oraz aż 24 018 zł w latach 2027 – 2035.
W przypadku ogrzewania węglem koszty wzrosną odpowiednio o 10 311 zł w latach 2027 – 2030 i aż 39 074 zł w latach 2027 – 2035.
„Aby pokryć dodatkowe koszty związane z ETS2 przeciętna polska rodzina w 2027 roku w przypadku ogrzewania gazem będzie musiała wydać równowartość 45% ( w 2030 r. – 82%) miesięcznego minimalnego wynagrodzenia, a w przypadku ogrzewania węglem 73% (w 2030 r. – 134%)” – czytamy w raporcie.
W przypadku rodzin o wysokim zużyciu energii (czyli np. w słabo ocieplonych budynkach) skumulowane koszty ogrzewania gazem w latach 2027 – 2035 wzrosną aż o 45 851 zł, a węglem aż o 77 318 zł!
Polska już w tej chwili ma jeden z najwyższych udziałów wydatków na energię w całkowitych wydatkach gospodarstw domowych w Unii Europejskiej, wynoszący 7,8% w 2022 roku. Wprowadzenie ETS2 może jeszcze bardziej obciążyć polskie rodziny, zwłaszcza te o niższych dochodach. Wyższe ceny paliw grzewczych wpłyną na ogólne koszty życia, a wzrost kosztów energii przełoży się na inne obszary gospodarki i wzrosty cen towarów i usług.
Autorzy raportu obliczyli także o ile wzrosną ceny paliw transportowych, czyli diesla, benzyny i gazu LPG.
Już w 2027 roku wprowadzenie dyrektywy ETS2 przyczyni się do podwyżki cen tych paliw o 0,35 zł / litrze w przypadku diesla, 0,29 zł / litrze w przypadku benzyny i 0,21 / litrze w przypadku LPG.
W 2035 roku diesel będzie droższy już o 1,65 zł / litrze, benzyna o 1,37 zł / litrze, a LPG o 0,96 zł / litrze, natomiast w 2055 roku ETS2 podniesie nam ceny diesla o 6,12zł/ litrze, benzyny o 5,10 zł / litrze, a LPG o 3,58 zł / litrze.
Źródło: Raport „Analiza wpływu ETS2 na koszty życia Polaków” autorstwa Wandy Buk i Marcina Izdebskiego z czerwca 2024 roku.
Komentarz PIGSW:
Jeżeli podwyżki cen prądu, które właśnie weszły w życie są dla Państwa powodem do niepokoju, to zbliżająca się wielkimi krokami dyrektywa ETS2 już dzisiaj może zacząć spędzać Państwu sen z powiek, bowiem obecne podwyżki cen prądu są tylko małą namiastką tego, co czeka nas już za kilka lat. Jeśli teraz możemy mówić o znaczącej podwyżce cen energii elektrycznej, to koszty ogrzewania od 2027 roku zaczną rosnąć wręcz drastycznie.
Nawet jeśli nie ogrzewają Państwo swojego domu węglem, gazem czy olejem opałowym, to ETS2 uderzy w Państwa zarówno w kosztach cen paliw na stacjach benzynowych, jak i pośrednio w kosztach wzrostu cen towarów i usług, na które wzrost kosztów transportu i energii przerzucą przedsiębiorcy.
Jak to zwykle w naszym kraju bywa, najbardziej ucierpią te gospodarstwa domowe, które już dzisiaj są w tzw. strefie ubóstwa energetycznego. Wg. badania, które na zlecenie naszej Izby przeprowadziła w lutym tego roku agencja badawcza Minds & Roses aż 28% Polaków nadal ogrzewa swoje domy węglem i to właśnie w nich najmocniej uderzy ETS2.
Posiadacze ogrzewania gazowego są w podobnej sytuacji, ale największym paradoksem z ich udziałem jest fakt, że w Polsce wciąż można otrzymać dofinansowanie z rządowego Programu Czyste Powietrze na montaż kotłowni gazowej, co w założeniu programu ma być zachętą do wymiany nieefektywnego źródła ciepła na ogrzewanie ekologiczne. Ale już za chwilę, posiadacze tego właśnie ekologicznego źródła ciepła, będą musieli ponosić koszt gigantycznych opłat emisyjnych wynikających z wprowadzenia dyrektywy ETS2, dlatego, że w rozumieniu tej dyrektywy ten rodzaj ogrzewania nie jest ekologiczny.
To samo dotyczy posiadaczy kotłów węglowych spełniających unijną dyrektywę Ecodesign. Jeszcze chwilę temu (do końca 2021 roku) kotły te były w Polsce dotowane jako ekologiczne, niskoemisyjne i przyjazne środowisku źródło ciepła, na które można było otrzymać dotację z Programu Czyste Powietrze.
Tysiące gospodarstw domowych w Polsce zachęcone rządowymi kampaniami w środkach masowego przekazu oraz kampaniami informacyjnymi prowadzonymi przez gminy, skorzystało z tych dotacji wymieniając stare i nieefektywne „kopciuchy” na nowoczesne, automatyczne kotły węglowe, które miały o ponad 90% niższe emisje pyłów i innych szkodliwych produktów spalania.
Kompleksowa wymiana źródła ciepła, nawet przy wsparciu z Programu Czyste Powietrze była dla większości z tych gospodarstw gigantycznym wyzwaniem finansowym i często największą inwestycją od wielu lat, tym czasem już kilka lat później, dokładnie te same gospodarstwa, które zachęcono do wymiany źródła ciepła na nowoczesny kocioł węglowy, zostaną objęte gigantycznymi opłatami emisyjnymi za posiadanie tego właśnie nowoczesnego kotła.
Aż ciśnie się na usta pytanie – „Dokąd zmierza to szaleństwo i czy ma ono w ogóle jakieś granice?”
Węgiel opałowy – kupować czy czekać?
Kilkanaście milionów ton węgla na zwałach, ale… to miał węglowy
Media od początku roku donoszą, że na zwałach krajowych producentów, państwowych importerów i energetyki leżą miliony ton węgla. Czytając tego rodzaju doniesienia, można by pokusić się o tezę, że cena węgla na składach opału powinna spadać. Dlaczego więc obserwujemy zjawisko odwrotne, tzn. ceny węgla opałowego na składach i w sklepach internetowych systematycznie rosną od kwietniowego dołka? Odpowiedź jest dość prosta – te kilkanaście milionów ton węgla to nie węgiel opałowy, a w głównej mierze miały węglowe przeznaczone dla sektora ciepłowniczego i energetyki. Jest to asortyment, który zgodnie z aktualnie obowiązującymi normami jakości węgla, nie może nawet być sprzedawany z przeznaczeniem do spalania w instalacjach grzewczych o mocy poniżej 1MW, a w tej właśnie kategorii mieszczą się gospodarstwa domowe.
Czy krajowego wydobycia wystarczy by zaspokoić popyt?
Zmiany postępujące na rynku są na tyle dynamiczne, że mało kto potrafi precyzyjnie stwierdzić, jakie będzie zapotrzebowanie na węgiel opałowy w Polsce w perspektywie do końca roku. W czasach przed pandemią COVID-19 przyjmowało się, że cały rynek komunalno-bytowy to 9 mln ton +/- 1 milion, zależnie od tego jak zimny i długi był sezon grzewczy. Ten szacunek pokrywał się z danymi pochodzącymi z GUS-u odnośnie liczby gospodarstw domowych ogrzewających się węglem. Załóżmy jednak konserwatywnie, że w wyniku wymiany źródeł ogrzewania ten rynek skurczył się już o niemal 30%, co oznaczałoby, że w tym roku zapotrzebowanie oscyluje w okolicy 6,5 mln ton, co pokrywa się z szacunkami prezentowanymi przez komentatorów rynku. Poziom zapasów w piwnicach odbiorców indywidualnych jest wyjątkowo wysoki – może sięgać nawet 1 mln ton. Naszym zdaniem to ponad 2x więcej niż zwykle o tej porze roku, co w naszej ocenie może być efektem wyjątkowo łagodnej zimy, zakupów „na zapas” w 2022 i 2023 roku oraz agresywnej polityki sprzedażowej poprzedniego zarządu Polskiej Grupy Górniczej w czwartym kwartale ubiegłego roku. Realne zapotrzebowanie w 2024 roku możemy więc szacować na około 5,5 mln ton.
W 2024 roku z krajowych kopalń na rynek powinno trafić circa 3,0 mln ton węgla opałowego. Problem z nadmiarem miałów na rynku powoduje, że krajowi producenci zmuszeni są zmniejszać wydobycie. Zmniejszone wydobycie, skutkuje zmniejszeniem produkcji węgla opałowego, który jest de facto produktem ubocznym przy produkcji miałów dla energetyki (węgiel opałowy jest produkowany przy okazji wydobycia miałów węglowych). Gigantyczny problem z nadmiarem miałów węglowych może więc skutkować zmniejszoną podażą węgla opałowego. Ponadto, spółki wydobywcze borykają się od wielu miesięcy z problemami finansowymi – nikt więc nie myśli o inwestycjach w zwiększenie mocy produkcyjnych, zwłaszcza w kontekście unijnej polityki dekarbonizacji i wspomnianych już problemów z nadmiarem miałów na rynku. Jako że nieszczęścia lubią chodzić parami, miały wydobywane przez niektórych producentów są obecnie tak niskokaloryczne, że Ci, aby wywiązać się z kontraktów, zmuszeni będą kruszyć węgiel opałowy do miału, by podnieść jego parametry jakościowe co jeszcze bardziej przyczynia się do zmniejszenia dostępności węgla opałowego dla gospodarstw domowych.
Mamy więc rynek szacowany na około 6,5 mln ton, 1 mln ton jest w piwnicach gospodarstw domowych, 3,0 mln ton wyprodukuje krajowe górnictwo. Gdyby liczyć tylko na krajową produkcję i zapasy w domach, w skali roku zabrakłoby 2,5 mln ton, aby w pełni zabezpieczyć potrzeby rynku. Sprawdźmy, ile węgla opałowego jest obecnie zgromadzone na składach opału.
Składy węgla świecą pustkami
Przed 2022 rokiem w Polsce funkcjonowało niemal 5 000 aktywnych składów węgla. W tej liczbie zawierają się zarówno składy dużych hurtowników czy importerów jak i małe składy lokalne. Śmiało można stwierdzić, że średnio każdy z nich magazynował 250-300 ton surowca. W skali kraju dawało to bufor 1,5 mln ton surowca zgromadzonego lokalnie, blisko finalnego konsumenta. Obecnie aktywnych składów jest 25-50% mniej. Prywatni dystrybutorzy, którzy zostali na rynku, „zmasakrowani” finansowo przez cenowy rollercoaster i ręczne sterowanie rynkiem przez polityków w latach 2022/23, boją się już ryzykować, a co za tym idzie zapasy na składach utrzymują na poziomie symbolicznym. Załóżmy jednak optymistycznie, że na składach opału zgromadzone jest łącznie około 0,5 mln ton, czyli 1/3 standardowego poziomu zapasów o tej porze roku. Nadal mamy więc deficyt na poziomie około 2,0 mln ton. Sytuację uratować może wyłącznie import.
Czy import zapewni potrzebną ilość węgla opałowego?
Obawiamy się, że może z tym być problem. Kierunki importu dobrej jakości węgla opałowego to głównie Kazachstan i Kolumbia. Są to węgle o parametrach niejednokrotnie lepszych od węgli krajowych, ale to jednocześnie węgle relatywnie młode, co przekłada się na ich kruchość. W rezultacie, 30-80% ładunku z każdego statku stanowi miał węglowy – ten sam miał, którego już jest na rynku za dużo i którego cena szoruje po dnie. Stratę poniesioną na wysianym z zaimportowanego półproduktu miale importer musi zrekompensować sobie wyższą ceną węgla opałowego.
Do niedawna ten biznes był na granicy opłacalności, dlatego import węgla opałowego w ostatnich miesiącach odbywał się na bieżąco. Jakby tego było mało, ceny importowanego półproduktu od dołka cenowego w lutym tego roku, wzrosły już z 94 do 104 USD, a momentami nawet do 120 USD za tonę, z dostawą do portów ARA (Antwerpia, Rotterdam, Amsterdam). Dopóki więc nie pojawi się odpowiedni impuls cenowy z krajowego rynku, import nie popłynie szerszym strumieniem, a pamiętajmy, że zapotrzebowanie na węgiel opałowy z importu szacujemy na około 2 mln ton. Aby wysiać go w takiej ilości, trzeba zaimportować 4-6 milionów ton niesortu, co nie jest operacją do wykonania na przysłowiowe „pstryknięcie palcem”.
Na koniec pozostaje pytanie – gdzie ulokować miały węglowe wysiane z zaimportowanego węgla na rynku, na którym tych miałów już zalega kilka/kilkanaście milionów ton? To szczególnie istotne pytanie w kontekście spadającego udziału jednostek węglowych w generowaniu energii, które systematycznie wypierane są przez prąd z instalacji fotowoltaicznych i wiatrowych. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu, 8 kwietnia br. Pani Minister Przemysłu Marzena Czarnecka ogłosiła zakaz importu węgla przez spółki Skarbu Państwa (PGE Paliwa, Węglokoks). A należy pamiętać, że stanowiły one najszerszy strumień importu węgla do Polski od połowy 2022 roku.
Geopolityka nie sprzyja
Napięta sytuacja geopolityczna – wojna na Ukrainie, sytuacja na linii Izrael-Palestyna-Iran, konflikt o hegemonię na rynkach światowych między USA a Chinami – to wiele punktów zapalnych, które mogą wywrzeć dodatkowy wpływ na skokowy wzrost cen surowców energetycznych, w tym węgla w najbliższym czasie.
Historia lubi się powtarzać
Gdyby prześledzić historyczne ruchy cen węgla opałowego na składach, to (poza latami wyjątkowymi, jak chociażby rok 2022, kiedy to pochopnie wprowadzone w kwietniu embargo na węgiel rosyjski z jednej strony doprowadziło do natychmiastowego zmniejszenia podaży węgla, z drugiej zaś do zwiększonego popytu, co finalnie doprowadziło do gwałtownego wzrostu cen), węgiel w normalnych latach zawsze najtańszy był wiosną, a jego ceny systematycznie rosły w miarę zbliżania się sezonu
grzewczego. Różnice w cenach między wiosennym dołkiem, a wczesnojesienną górką, oscylowały zwykle w przedziale 15-30%. Skala wzrostu wynikała głównie z sytuacji podażowo popytowej, kosztu pieniądza zamrożonego w towarze (wysokości stóp procentowych) i skali degradacji przechowywanego przez traderów surowca.
Ministerstwo Klimatu dołoży swoje
25 kwietnie Ministerstwo Klimatu ogłosiło konsultacje zmian rozporządzenia regulującego normy jakości węgla dla gospodarstw domowych i instalacji poniżej 1MW. Pierwotne założenie Ministerstwa było takie, że normy mają być ostre i zaczną obowiązywać jeszcze przed rozpoczęciem kolejnego sezonu grzewczego. Wprawdzie po wstępnych konsultacjach normy zostały delikatnie złagodzone, jednak pamiętać należy, że obecnie obowiązujące normy są kompromisem wypracowanym w bólach. Każde ich dalsze zacieśnianie będzie eliminować część węgla z rynku. W pierwszej kolejności eliminowany będzie węgiel polski – import jest na tym polu dużo bardziej elastyczny. W wyniku zmian w normach jakości, pewien wolumen węgla opałowego wypadnie z rynku. Mniej węgla to wyższe ceny. Ministerstwo Klimatu wydaje się tym specjalnie nie przejmować. Branża natomiast patrzy na tę sytuację z przerażeniem, o czym świadczyć może zwiększona aktywność w walce o złagodzenie rozwiązań zawartych w projekcie nowych norm jakości dla węgla – czy to związków zawodowych, czy też zarządów krajowych producentów.
W którą stronę pójdą ceny węgla opałowego?
Wydaje się, że krajowi producenci są bardzo świadomi sytuacji rynkowej i już zasygnalizowali kierunek. Ceny w jakich węgiel sprzedawany był wczesną wiosną, były w większości przypadków mocno zbliżone do kosztów produkcji, być może u niektórych producentów były nawet poniżej granicy opłacalności. Od tego dołka, hurtowe ceny węgla kilkukrotnie już podnieśli tacy producenci jak – Południowy Koncern Węglowy, Węglokoks Kraj czy PG Silesia. Polska Grupa Górnicza S.A., która jest największym graczem na tym rynku, za pomocą swojej nowej promocji „Wiosenne Rabaty 2024” i stosowanej polityki cenowej, także dość jasno pokazuje, że jeśli kupować węgiel to właśnie wiosną. Natomiast jeśli chodzi o importerów, to „płytkość” rynku wynikająca z niskiego poziomu zapasów i braku możliwości ich znacznego uzupełnienia w krótkim terminie powoduje, że każda fala zwiększonego popytu przekłada się bezpośrednio na wzrost cen, co mieliśmy okazję obserwować na przestrzeni ostatnich kilku tygodni.
Wniosek nasuwa się sam
Biorąc pod uwagę wszystkie argumenty wymienione powyżej, można by dojść do wniosku, że scenariusz, w którym ceny węgla opałowego będą spadać, jest w perspektywie do rozpoczęcia sezonu grzewczego bardzo mało prawdopodobny. Czy ceny utrzymają się więc na obecnym poziomie? Na prostych liczbach powyżej widać, że wewnętrzna podaż nie zaspokoi popytu, a import skutecznie powstrzymywany niskimi cenami i nadmiarem miałów energetycznych, na większą skalę tych braków raczej nie uzupełni. Konkluzja wydaje się więc dość oczywista – prawdopodobieństwo wzrostu cen węgla ocenić należy jako wysokie. Stosownie do zasad ekonomii – im krótszy będzie okres, w którym konsumenci skupią się na zakupach „czarnego złota” w warunkach ograniczonej podaży, tym większa będzie presja na jego cenę.
Analiza wsteczna jest zawsze skuteczna
Pokazuje ona, że to prawdopodobnie wiosna była w tym roku najlepszym czasem na zakup węgla opałowego. Biorąc wyżej wymienione argumenty pod uwagę, jeżeli ktoś nie zrobił tego dotychczas, uważamy, że wskazane byłoby, aby w węgiel zaopatrzyć się już teraz. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że unikniemy w ten sposób konieczności kupowania opału w jeszcze wyższych cenach w sezonie grzewczym. No chyba, że przed nami kolejna najcieplejsza zima stulecia lub kolejna akcja rządu która „uspołeczni” problem rosnących cen… Tego jednak nie wiemy.
Łukasz Horbacz
Prezes Zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla
Podwyżki cen gazu o ponad 1000%? Firmy dostają gigantyczne rachunki!
Gigantyczne rachunki za gaz otrzymują od początku tego roku firmy w całej Polsce alarmuje Polsat News. Skala podwyżek sięga nawet 600%!
„Przez ogromne podwyżki cen gazu bankrutują drobni przedsiębiorcy i rodzinne firmy. Wiele z nich jest zamykanych lub ogranicza działalność” – dowiadujemy się z reportażu Polstau.
„Przyszła faktura za styczeń i opiewała na 32 tys. zł., gdzie w miesiącu grudniu 2023 r. było to 6 tysięcy zł.. Jest to kolosalny wzrost ceny, szok, niedowierzanie – opowiadała Barbara Niemaszczyk, prezes spółdzielni mleczarskiej w Łużnej”
„Obawiamy się, jak to się zakończy. Dlaczego instytucja państwowa, PGNiG (…) podwyższa rachunek o 600 procent nie informując wcześniej klienta?” – pyta Marian Witkowski, pracownik mleczarni.
„W Krakowie pod koniec maja zamknięto piekarnię i cukiernię Pochopień, biznes funkcjonował od 78 lat (…) Właściciel który biznes przejął po przodkach, przyznaje że nie wytrzymał wysokich opłat. Po krakowskiej piekarni zostały już tylko puste półki” – dowiadujemy się z dalszej części reportażu Polstau.
„W podobnej sytuacji jest Pan Antoni, przez horrendalne opłaty za gaz musiał zamknąć restaurację w Moszczenicy k. Gorlic” – informuje Polsat.
„Jest różnica kolosalna pomiędzy ubiegłym rokiem a tym. W granicach 3 000 zł w starym roku, a w tym roku w styczniu 21 000 zł, w lutym ponad 15 000 zł” – mówi Pan Antoni – właściciel zamkniętej restauracji.
Jeszcze wyższą, bo sięgającą ponad 1000% podwyżkę rachunku otrzymała Pani Małgorzata, właścicielka rodzinnej firmy sprzedającej wykładziny i tapety w Jeleniej Górze.
„W poprzednich latach, rachunki w styczniu opiewały na kwotę 3, 4 tysięcy złotych, teraz są kilkunastokrotnie wyższe.” – informuje Polsat. Pani Małgorzta dodaje „Rachunek przyszedł pocztą na kwotę powyżej 45 tysięcy złotych za jeden miesiąc – styczeń”.
To ponad 1000% podwyżki rok do roku!
Polsat zwrócił się do PGNiG z prośbą o komentarz, w odpowiedzi spółka przesłała tylko krótkie oświadczenie o treści:
„Rachunki, które otrzymują klienci, są efektem obowiązującej umowy i podjętej przez klientów biznesowych decyzji. Obie strony zawsze mają pełną wiedzę na temat warunków wzajemnej współpracy, w tym warunków cenowych kontraktu.
Spółka nie ma jednak możliwości dobrowolnego obniżenia ceny w zawartym już kontrakcie wybranym klientom”.
Źródło: Polsat News (link do reportażu – https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2024-06-13/gigantyczne-rachunki-za-gaz-przedsiebiorcy-zamykaja-swoje-firmy/ )
O rachunkach grozy za gaz doprowadzających do upadłości wielu polskich przedsiębiorców w ostatnim czasie dniach informowało wiele mediów m.in. tygodnik Do Rzeczy i dziennik Fakt.
Z Faktu dowiadujemy się, że obecne tak horrendalnie wysokie rachunki są efektem umów podpisanych jeszcze w 2022 roku, w cenach, jakie wynikały z ówczesnej sytuacji rynkowej.
„Takie umowy podpisano z kilkuset przedsiębiorcami w całej Polsce (…) Orlen nie chce ujawnić czy umowy będą renegocjowane. Szczegółowe informacje na temat współprac z kontrahentami są objęte tajemnicą przedsiębiorstwa – podkreśla spółka” – dowiadujemy się z dziennika Fakt.
Od ponad 2 lat górnicy czekają na zgodę Komisji Europejskiej na pomoc publiczną dla kopalni węgla
Już ponad 2 lata górnicy czekają na zgodę Komisji Europejskiej ws. miliardów złotych pomocy publicznej dla kopalni węgla kamiennego informuje Dziennik Gazeta Prawna.
W marcu 2022 roku ówczesny rząd Mateusza Morawieckiego złożył do Brukseli wniosek notyfikacyjny dotyczący programu pomocowego dla górnictwa węgla kamiennego.
„Konsultacje z Komisją Europejską dotyczące korekty wniosku są na końcowym etapie. Trwają ostatnie ustalenia z Brukselą” – mówi dziennikowi Tomasz Głogowski, rzecznik Ministerstwa Przemysłu.
„Uzyskanie akceptacji z Brukseli ma zasadnicze znaczenie dla finansowania procesu wygaszania kopalń oraz dla zawieszenia spłaty, a docelowo umorzenia części zobowiązań górniczych spółek wobec ZUS i Polskiego Funduszu Rozwoju” – przypomina dziennik.
Zgoda KE jest więc niezbędna, aby Polska mogła z własnego budżetu udzielić kopalniom pomocy publicznej w wysokości 28,8 mld zł. W zamian za to Polska zobowiązała się do wygaszenia wszystkich kopalń i zakończenia wydobycia węgla kamiennego do 2049 roku.
Wniosek oczekuje na akceptację KE już ponad 2 lata. W maju 2023 roku, ze względu na wojnę w Ukrainie i kryzys energetyczny, poprzedni rząd złożył do Brukseli zaktualizowany wniosek, jednak po wyborach parlamentarnych nowa szefowa Ministerstwa Przemysłu Marzena Czarnecka poinformowała, że wniosek ma błędy formalne i wymaga poprawy.
Poprawiony wniosek miał trafić do Brukseli w marcu lub kwietniu 2024 roku, jednak Polska nadal nie doprowadziła sprawy do końca.
Resort przemysłu zapewnia, że „Konsultacje z Komisją Europejską dotyczące korekty wniosku są na końcowym etapie. Trwają ostatnie ustalenia z Brukselą” — informuje dziennik Tomasz Głogowski, rzecznik Ministerstwa Przemysłu.
Łukasz Tolak, ekspert z Collegium Civitas, który również rozmawiał z dziennikiem nie jest już tak optymistycznej myśli, bowiem wg niego „decyzja KE nie musi być jedynie formalnością”.
Łukasz Tolak zaznacza, że jeżeli Komisja zaakceptuje plan pomocy publicznej tylko w części, będzie on wymagał modyfikacji i będzie mógł być realizowany tylko pod określonymi przez Komisję warunkami. A to już, zauważa Dziennik Gazeta Prawna, potencjał do otwarcia sporu z górnikami.
Źródła: PAP, Dziennik Gazeta Prawna
Rewolucja na rynku LPG nadchodzi! Czy będzie podobnie jak z węglem?
Nadchodzi embargo na rosyjski LPG, czy uderzy ono w rynek gazu podobnie jak miało to miejsce z węglem?
Rynek gazu płynnego w Polsce przygotowuje się do rewolucji, która zbliża się wielkimi krokami. 20 grudnia bieżącego roku zacznie obowiązywać embargo na LPG z Rosji, uzgodnione w ramach ostatniego pakietu unijnych sankcji.
Cały rynek LPG w Polsce to około 2,5 mln ton rocznie, z czego zaledwie około 1/5 pochodzi z krajowej produkcji. Pozostałe 4/5 to import i niestety głównie z rynku wschodniego.
Wiele osób w Polsce zadaje sobie dzisiaj pytanie, jak wpłynie to na dostępność i ceny LPG w Polsce wiedząc co stało się z cenami i dostępnością węgla po wprowadzaniu embarga na ten surowiec w 2022 roku.
Sytuacja w przypadku LPG jest o tyle szczególna, że Polska jest największym w całej Unii Europejskiej importerem rosyjskiego gazu. W 2022 roku Polska za import gazu LPG z Rosji zapłaciła aż 710 milionów euro, co stanowiło niemal 2/3 całego rosyjskiego eksportu gazu skroplonego do całej Unii Europejskiej.
15 kwietnia 2022 roku wprowadzono w Polsce embargo na węgiel importowany z Rosji, które miało katastrofalne skutki dla całego rynku węgla w Polsce, milionów Polaków ogrzewających się tym paliwem i tysięcy firm z branży węglowej.
Wprowadzone pospiesznie embargo doprowadziło do szoku podażowego na rynku węgla w Polsce, ogromnych niedoborów węgla opałowego i gigantycznych wzrostów jego cen. W konsekwencji tego ówczesny rząd Mateusza Morawieckiego próbował ratować sytuację importując ogromne ilości węgla drogą morską i dystrybuując go z pomocą samorządów. Skutki tego również były fatalne, bowiem doprowadzono do sytuacji, w której zalano rynek ogromną ilością miałów węglowych, które zalegają na zwałach do dzisiaj, a po stabilizacji na rynku węgla w Polsce, dziesiątki samorządów zostało z problemem drogiego i kiepskiej jakości węgla, z którym nie wiadomo było co zrobić.
Ci z Państwa, którzy regularnie śledzą nasz profil znają doskonale tą historię, bowiem informowaliśmy o tym co dzieje się na rynku węgla na bieżąco, a o katastrofalnych skutkach zbyt pospiesznie wprowadzonego embarga informowaliśmy wielokrotnie.
Czy z rynkiem LPG będzie podobnie?
Prawdopodobnie nie, gdyż embarga na LPG nie wprowadzono ani tuż po wybuchu wojny na Ukrainie jak miało to miejsce w przypadku węgla, ani nawet 2 lata później.
Branża LPG dostała okres niemal 3 lat na przygotowanie się do wprowadzenia embarga i okres ten mogła wykorzystać na przestawienie kierunków importu, wzmocnienie łańcuchów logistycznych oraz inwestycje w infrastrukturę.
Jak informuje portal WNP.pl – „Najwięksi gracze do tej rewolucji na rynku zaczęli się szykować już dużo wcześniej”. Jako przykład portal przytacza działania Unimotu, który jest jednym z głównym sprzedawców LPG w Polsce.
Unimot w ramach przygotowania do zmiany kierunku importu LPG wynajęła w Niemczech terminal do przeładunku LPG, przejęła spółkę kolejową Olavion, by usprawnić proces transportu kolejowego z kierunku zachodniego oraz podjęła działania, które mają ją przygotować na
reorientację rynku LPG ze Wschodu na Zachód na końcowym etapie łańcucha dostaw, realizowanym transportem drogowym.
Duzi gracze tacy jak Unimot mieli więc czas, by odpowiednio przygotować się do embarga, co w znacznej mierze powinno uchronić rynek LPG w Polsce przed taką katastrofą jakiej doświadczył rynek węgla, któremu nie dano niemal 3 lat na przygotowania, tylko z dnia na dzień odcięto od kierunków importu ze wschodu.
Gdyby w ten sam sposób postąpiono z rynkiem węgla i embargo wprowadzono z odpowiednim wyprzedzeniem i bez wywoływania szoku podażowego, nie byłoby kryzysu energetycznego na rynku węgla opałowego, nie byłoby szalonych cen, nie byłoby konieczności interwencji rządu, nie byłoby gigantycznego importu węgla i nadmiaru miałów na rynku, które duszą teraz polskie górnictwo…
A może właśnie o to chodziło? Może ówczesny rząd świadomie wywołał pożar, który później bohatersko sam gasił?
Skutki tego pożaru odczuwamy do dzisiaj, odczuło go w kieszeniach miliony Polaków, odczuły go setki firm, które upadły, odczuły samorządy, które zmuszono do bycia sprzedawcami węgla i odczuwa go dzisiaj górnictwo „przysypane” milionami ton sprowadzonych do Polski drogą morską miałów węglowych.